- Miałeś rację, dorośli są dziwni. Dzieci nie szukają szczęścia... I nie udają, że są kimś innym niż są rzeczywiście... - Z przyjemnością zostanę tu dłużej, kochanie, nigdzie mi się nie spieszy. - To zajmij się Henrym, bo przywiązał się do ciebie, a nie do pani Burchett. ROZDZIAŁ TRZECI Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie skrzypieniem koła taczki, którą nieopodal pchał pomocnik ogrodnika. - Ja zrobiłam ci śniadanie, i to ci powinno wystarczyć. dlatego, że poczuwam się do odpowiedzialności. A jednak w zamku też mu czegoś brakowało. Nie czegoś, tylko kogoś. Tammy. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej pragnął, by wróciła. Czy po to, by uwolnić go od odpowiedzialności i umożliwić mu powrót do dawnego życia? Nie, nie po to. Nie chciał wracać do dawnych upodobań. Ingrid dzwoniła kilkakrotnie, ale nie miał ochoty na spotkanie z nią. Dzwoniły też inne znajome, ale z podobnym rezultatem. Tym razem Róża przeniosła ich oboje z powrotem na planetę Małego Księcia. - Widzisz, jak świetnie się dogadujemy? - ucieszył się. - Kto powiedział, że nie mam? niż wyraził przypuszczenie i wyciągnął rękę po Różę. A przecież zmysły miały na ten temat zupełnie inne zda¬nie. One właśnie tego potrzebowały, pragnęły, domagały się.
Nie. Niech ona siedzi w zamku, zajmuje się swoim sio¬strzeńcem i swoimi ukochanymi drzewami. Sama. - Jak to? Wiedziałeś o tym? - Bo jestem śpiąca po podróży.
- Moim celem jest jedynie okazanie pannie Tyler szacunku, problemy, które musi rozwiązać, i Ŝycia mu na to nie starczy. Spojrzał na nią. - Naprawdę? - Oczy Adeli zaiskrzyły się nagłym zainte¬resowaniem.
- Miejmy nadzieję, że podopieczne panny Stoneham są tępiej wychowane niż ty, moja panno - stwierdził Lysander i pociągnął lekko za jeden z loczków Arabelli. Po raz pierwszy Amy nie odepchnęła jej. - Proszę zapytać kuzyna. - Clemency wskazała Marka i Lysandra wyprzęgających konie. Doprawdy, ten człowiek jest beznadziejny, pomyślała. Dzięki Bogu, ojciec wychowy¬wał ją w sposób bardziej liberalny. Od Clemency wymagano, by umiała się ubrać, posłać łóżko, a od czasu do czasu nawet ugotować. Jej matka nadaremnie protestowała, że to nie przystoi prawdziwej damie.
- To absolutnie wykluczone! odjechał, gdy tylko zdołał uruchomić silnik. W ciemnościach ryk motoru zabrzmiał ogłuszająco. Beck pomógł się podnieść przyjacielowi i poprowadził go do samochodu. - Uważaj, gdzie stawiasz stopy. Stoimy na brzegu nasypu. Dobrze się czujesz? Chris pokiwał głową. - Tak, dobrze - wymruczał. Spojrzał na swoje ramię. - Ten kutas mnie zranił. - Zadzwoniłem po pomoc. - Beck usadowił Chrisa i sięgnął po telefon. - Cholera! Wciąż oczekuję na połączenie! - Wszystko w porządku, Beck. To tylko powierzchowna rana. Beck spojrzał na ramię, które pokazał mu Chris. Od bicepsa aż do nadgarstka ciągnęło się długie cięcie. Nie wydawało się zbyt głębokie, ale wokół panowały ciemności, a w pobliżu nie było żadnych lamp, przy których mogliby lepiej się temu przyjrzeć. Rana mogła być poważniejsza, niż się im zdawało. - Nie wiesz, do czego Klaps używał tego noża. - Zawieź mnie do doktora Caroe. Da mi jakiś antybiotyk. Chris nie chciał słyszeć o zabraniu go na pogotowie. Beck przestał nalegać i zadzwonił do Rudego Harpera. Szeryfa nie było w biurze, ale dyżurny zapisał całą informację. - Powiedz Rudemu, że jesteśmy w drodze do domu doktora Caroe. Zanim Beck skończył rozmawiać z policjantem, już niemal dojechali do schludnego domku z cegieł, w którym mieszkał lekarz rodziny Hoyle'ów. Doktor otworzył im, ubrany w piżamę. Powiedział, że właśnie usadowił się przed telewizorem, mając w planach wieczór z HBO. Jak wszystkie jego ubrania, piżama również była dla niego o kilka numerów za duża, co sprawiało, że wyglądał jak gnom. Poprowadził ich mrocznym, wąskim korytarzem do pokoju na tyłach domu. Pomieszczenie to zostało przekształcone na gabinet. - To jeszcze z czasów, gdy ojciec był lekarzem - wyjaśnił Beckowi. - Ponad pięćdziesiąt lat pracy. Kiedy przeniosłem praktykę na Lafayette Street i odnowiłem dom, postanowiłem zatrzymać gabinet, na wszelki wypadek. Zgodził się z Chrisem, że rana, choć szpetna, nie była na tyle głęboka, aby wymagała szwów. Oczyścił ją płynem antyseptycznym, tak szczypiącym, że Chrisowi stanęły łzy w oczach, a następnie opatrzył gazą i bandażem, - Teraz dam ci zastrzyk z antybiotyku. Ściągaj spodnie. Po iniekcji, zapinając spodnie, Chris spytał: - Czy wszyscy zgadzamy się co do tego, że Huff nie powinien się o tym dowiedzieć? - Dlaczego nie? - zapytał Caroe, wrzucając strzykawkę do wiszącego na ścianie pojemnika na odpadki biologiczne. - Wiadomość o tym, że jego jedyny pozostały przy życiu syn otrzymał pchnięcie nożem, niezbyt dobrze wpłynie na jego serce. Caroe spojrzał na Chrisa z wyrazem niezrozumienia na twarzy, a potem rzucił: - Ach, tak, oczywiście. Dobre myślenie. To zbyt szybko po jego zawale. - I tak się o wszystkim dowie od Rudego - powiedział Beck. - Jeśli mu nie powiemy, wścieknie się i jego ciśnienie i tak pójdzie w górę. - Zapewne masz rację - zgodził się Chris. - W takim razie wstrzymajmy się z tym przynajmniej do jutra. Powiem mu o wszystkim przy śniadaniu. Może do tego czasu Watkins znajdzie się już w więzieniu i Huff nie zdenerwuje się aż tak bardzo. Szeryf Harper pojawił się w domu doktora, gdy Beck i Chris już wychodzili. - Wysłaliśmy wozom patrolowym namiary na motocykl Watkinsa - powiedział, wysiadając z samochodu i podchodząc do nich. - Oficerowie sprawdzają wszystkie drogi w pobliżu miejsca Potem spojrzał na Różę i usiadł obok niej. - Jak długo byliście zaręczeni? - Dwa tygodnie. - Dwa tygodnie? - Tak. Powiadają, że Danny się zabił, ale to nieprawda. Snuliśmy plany na przyszłość, gdzie zamieszkamy i co będziemy robić. Wybieraliśmy imiona dla naszych dzieci. Danny nie popełnił samobójstwa. Uznawał to za grzech. Ostatnie słowa Jessiki skłoniły Sayre do zadania kolejnego pytania: - Należysz do tej samej wspólnoty kościelnej, co Danny? - Tak. Po naszej drugiej randce zaprosiłam go na nabożeństwo. Tej niedzieli śpiewałam na mszy. Sayre zrozumiała, skąd brała się melodyjność głosu Jessiki i jej dźwięczny śmiech. - Danny nie miał ochoty iść. Twierdził, że Huff, jak zawsze nazywał ojca, potępia religię. Powiedziałam mu jednak, że jeśli nie uwierzy w Boga jak ja, nie będę się mogła z nim spotykać. Mówiłam poważnie - uśmiechnęła się nieśmiało. - Zależało mu na mnie na tyle, że poszedł na mszę. Po tym pierwszym razie uświadomił sobie, że brakowało mu w życiu Bożej miłości. Zrozumiał to i stał się innym człowiekiem. W tym względzie Huff, Chris i Beck Merchant w zupełności zgadzali się z Jessicą, chociaż przypisywali zmianę osobowości Danny'ego jakiemuś zdarzeniu, nie zaś odnowie w duchu religijnym. Postrzegali to jako coś złego, a nie pozytywnego. - Myślę, że byłaś bardzo dobra dla mojego brata, Jessico. Cieszę się, że cię spotkał, i dziękuję za to, że go pokochałaś. - Nie musisz mi dziękować - powiedziała Jessica załamującym się głosem. Z jej oczu popłynęły łzy, które zaczęła ocierać chusteczką. - Kochałam go z całego serca. Co ja teraz zrobię? Sayre przytuliła zapłakaną dziewczynę. Jej oczy również wypełniły się łzami, ze współczucia dla Jessiki i żalu po zmarłym. Danny nie poczuje już nic, gdy tymczasem ta młoda kobieta ma złamane serce, które może wyleczyć jedynie czas. W życiu człowieka zdarzają się rzeczy, których teoretycznie nie potrafiłby przeżyć, wydarzenia tak bolesne, że wolałby raczej umrzeć, niż trwać w agonii życia. Sayre doskonale wiedziała, jak to jest. Doświadczyła już bólu tak ogromnego, że chciała umrzeć. Zdawało się, że nic poza śmiercią nie uwolni ją od cierpienia. Instynkt przeżycia jest jednak zdumiewającym zjawiskiem. Serce bije, nawet gdy w człowieku umiera wola życia, płuca wypełniają się powietrzem, chociaż straciło się chęć do oddychania. I żyje się dalej. Sayre rozumiała żal narzeczonej Danny'ego. Nie próbowała jej pocieszać okrągłymi zdaniami. Po prostu trzymała ją w objęciach tak długo, jak było to potrzebne. Sama przeszła przez własne piekło, a wtedy nie miała przy sobie nikogo, kto by ją przytulił. Wreszcie Jessica przestała płakać. - Danny nie chciałby, żebym rozpaczała. - Otarła oczy, wydmuchała nos i uspokoiła się trochę. - Nie przyjmuję do wiadomości werdyktu koronera. - Jeśli cię to pocieszy, nie jesteś sama. Pewne niełatwe pytania zostały już zadane. Opowiedziała Jessice o spotkaniu z szeryfem Harperem i Wayne'em Scottem, dzieląc się wszystkimi szczegółami, które zapamiętała. Kiedy skończyła, dziewczyna zastygła w milczeniu, próbując ogarnąć nowe informacje, nim spytała: - Ten detektyw pracuje dla Rudego Harpera? - Wiem, o czym myślisz: Rudy Harper jest opłacany przez Huffa. Niemniej ten Scott wydaje się zdeterminowany, aby przeprowadzić dochodzenie. Dziewczyna w zamyśleniu skubała dolną wargę. - Danny ostatnio czymś się martwił. Kiedy go o to pytałam, zbywał mnie żartami. Mówił, że Róża jednak mocno stuliła swoje płatki i nie pozwoliła, by Motyl na niej usiadł. Udając, że silnie się kołysze pod - Owszem, jest! To, że mówisz potoczną angielszczyzną i chodzisz po drzewach, nie ma nic do rzeczy. Jesteś naj¬bliższą krewną księcia. Szczęścia było samotnych, którzy wreszcie znajdowali kogoś bliskiego...