Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/na-szczescie.podlasie.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server350749/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 17
przenikliwy kobiecy chichot. Potem rozległ się wybuch śmiechu i

pozostałych kandydatek, ale z całą pewnością przewyższała je entuzjazmem.

Huff wypuścił z ust kłąb dymu. - Zamierzasz tracić swoje najlepsze lata na obrabianie cudzych żon? Może zamiast tego zaciągnąłbyś do łóżka swoją własną i zrobił jej dzieciaka? Chris potarł pięściami oczy, jakby go nagle zabolały. - Nie chcę o tym teraz rozmawiać. - Będziemy o tym rozmawiać wtedy, kiedy ja zechcę - odparł Huff. - Całymi tygodniami unikałeś rozmowy na temat Mary Beth. Chcę wiedzieć, o co chodzi. - W porządku. - Chris oparł głowę na fotelu i nabrał powietrza w płuca. - Mary Beth nie chce podpisać dokumentów rozwodowych. Beck konsultował się z najlepszym adwokatem od tych spraw w Nowym Orleanie. Gość faworyzuje mężczyzn, a nie ich chciwe, marudne ekspołowice. Jest twardy jak głaz. Przygotował dla mnie papiery. Beck wczytał się w każde słowo i jego zdaniem to najlepsza opcja dla mnie, jednocześnie wciąż bardzo korzystna dla Mary Beth. - Przestał bujać się na fotelu, pochylił się do przodu i przysunął twarz do twarzy Huffa. - Ale ona nie chce podpisać papierów. - W takim razie może jest nadzieja, że się pogodzicie. Chris roześmiał się krótko. - Mary Beth nie odmawia rozwodu dlatego, że chce zostać ze mną, tylko z pogardy. Nienawidzi mnie, ciebie, tego miasta i fabryki. Gardzi wszystkim, co jest z nami związane. - Diabła tam, chłopcze, to tylko kobieta. Kobieta. Przestań pieprzyć Lilę i pojedź do Meksyku. Uwiedź swoją żonę. Zrób, co trzeba. Kup jej kwiaty, biżuterię, nowy samochód, nawet nowe cycki, jeśli sobie ich zażyczy. Przekup ją podarunkami i romantyzmem. Upokórz się, jeśli będziesz musiał. Nie umrzesz od tego. Przeleć ją tyle razy, żeby zaszła w ciążę, a potem zamknij w domu aż do czasu, kiedy dzieciak się urodzi. Gdy go dostaniemy w swoje ręce, ogłosimy ją patologiczną matką i odeślemy bez grosza gdzie pieprz rośnie. - To się nie stanie, Huff - Chris potrząsnął głową. Podniósł rękę, powstrzymując Huffa przed protestem. - Nawet gdybym zdecydował się wciągnąć tę sukę z powrotem do łóżka, czego nie zamierzam zrobić, nawet jeśli ją przelecę, jak to romantycznie ująłeś, tysiąc razy, nic z tego nie będzie. - Nic z tego nie będzie? O czym ty, do cholery, mówisz? - Podwiązała sobie jajowody. Huff poczuł, jak jego ciśnienie skacze pod sufit. W ciągu kilku sekund zgaga rozpaliła mu żołądek żywym ogniem, od przepony do przełyku. - Ostatnim razem, kiedy próbowałem się z nią pogodzić, roześmiała mi się w twarz - ciągnął Chris. - Powiedziała, że wie, dlaczego to robię. Chcę załatać nasze małżeństwo tylko po to, by zapewnić tobie i sobie dziedzica. Spytała, czy uważam, że jest taka głupia? - Spojrzał na Huffa. - Powiedziała, że można ją posądzać o wiele rzeczy, ale na pewno nie o głupotę. Potem ostatecznie pogrzebała wszelkie moje nadzieje, oświadczając, że podwiązała sobie jajowody. Bo rzekomo tyła od pigułek antykoncepcyjnych. Faktycznie, jej tyłek zrobił się szeroki jak stodoła. Teraz nosi skąpe bikini, więc nie może sobie pozwolić na dodatkowe kilogramy i opuchliznę. To jej własne słowa. Dlatego poddała się zabiegowi i może do woli pieprzyć się ze swoim meksykańskim czyścicielem basenu, wrócić do mnie i stać się na powrót kochającą, oddaną żoną albo wstąpić do zakonu. Jednego jednak nie zrobi. Nie pocznie dziecka - westchnął. - To właśnie bałem się ci powiedzieć i szczerze mówiąc, cieszę się, że w końcu zrzuciłem z siebie ten ciężar. Rozważając niepomyślne wieści, Huff wypalił papierosa aż do filtra. Jego głupia i powierzchowna synowa, co było mianem zbyt szlachetnym dla tej kłamliwej dziwki, uczyniła się bezpłodną. W porządku. W takim razie Chrisowi zostało już tylko jedno: uzyskać rozwód i
W Broitenburgu okazało się, że Henry potrzebuje nie tyl¬ko mnie, ale i Ciebie. Oczywiście, byłoby najlepiej, gdyby mógł mieć nas oboje, ale przekazywanie dziecka z rąk do rąk jest czymś strasznym. To by mu tylko zaszkodziło, po¬nieważ nie przywiązałbyś się do niego całym sercem, a on właśnie tego potrzebuje.
A cóż to za głupia myśl? Przecież to właśnie przez jego rodzinę dotknęło ją cierpienie! Przez nich straciła jedyną osobę, którą kochała!
Mark wodził za nią zdumionym wzrokiem. Nigdy w ży¬ciu nie spotkał podobnej kobiety. Była inteligentna, samo¬dzielna, wiedziała, czego chce. Nie imponowały jej jego po¬zycja, tytuł, władza. Robiły wrażenie na każdym - a zwła¬szcza na każdej - ale nie na niej.
- Tak nazywał się mój kwiat, który bardzo kochałem. To była lilia... Piękna jak światło księżyca... Dlatego tak ją
Huff spojrzał na niego z ojcowską czułością. - Nie, Beck. To było ci pisane, tak czy owak. Sprawiłeś, że całe to zamieszanie z Gene'em Iversonem nabrało jakiegoś sensu. Twoje pojawienie się jest jedyną dobrą rzeczą, która z tego wynikła. - To oraz impas ławy przysięgłych - dodał Chris. - Nie zapominajmy o tej dwunastce. Gdyby nie oni, nie siedziałbym dzisiaj tutaj, lecz w celi, z indywiduami pokroju Klapsa Watkinsa. Chris często wspominał proces o zamordowanie Gene'a Iversona. Jego żartobliwe lekceważenie sprawiało, że Beck czuł się nieswojo, tak jak w tej chwili. Zmienił więc temat. - Nie cierpię rozmów o sprawach zawodowych w dni wolne, ale jest coś, o czym powinniście się dowiedzieć. - Dla mnie nie ma dni wolnych - powiedział Huff. - A dla mnie są - mruknął z niechęcią Chris. - Złe wieści, Beck? - Być może. - Nie możemy pogadać o tym po obiedzie? - Jeśli wolicie, oczywiście. - Nie - zdecydował Huff. - Znasz moje podejście do złych nowin. Wolę je usłyszeć jak najszybciej, a już na pewno nie zamierzam z tym czekać do skończenia posiłku. Co się dzieje, Beck? Nie mów mi, że Agencja Ochrony Środowiska przywaliła mi kolejną karę pieniężną za te stawy... - Nie, nie to. Niezupełnie. - Więc co? - Poczekaj. Najpierw naleję sobie drinka - powiedział Chris do Huffa. - Ty lubisz dowiadywać się o złych nowinach jak najwcześniej, a ja wolę ich wysłuchiwać ze szklanką burbona w dłoni. Chcesz? - Bez wody, ale nie żałuj lodu. - Beck? - Nie, dziękuję. Chris podszedł do barku i sięgnął po karafkę oraz dwie szklanki. Wyjrzał przez okno, uchylając listewki żaluzji, a potem otworzył je szerzej. - Co my tu mamy! - powiedział. - Co się dzieje? - spytał Huff. - Właśnie podjechał samochód szeryfa. - A co myślałeś? Dziś dzień wypłaty. - Nie sądzę, Huff - odparł Chris, wciąż wyglądając przez okno. - Przywiózł kogoś ze sobą. - Kogo? - Nie wiem. Nigdy wcześniej go nie widziałem. - Dokończył nalewanie drinków i podał ojcu. Cała trójka w milczeniu słuchała, jak Selma wychodzi z kuchni i człapie w kierunku drzwi wejściowych, przy których rozległ się dzwonek. Gospodyni przywitała przybyszów, ale odgłosy rozmowy były zbyt wytłumione, aby można zrozumieć, o co chodzi. Usłyszeli zbliżające się kroki i po chwili w drzwiach do biblioteki pojawiła się Selma. - Panie Hoyle, szeryf Harper do pana. Huff gestem nakazał wprowadzić gości. Rudy Harper został mianowany na stanowisko szeryfa przed trzydziestu laty, dzięki hojnemu wsparciu ze strony Huffa. Pieniądze zapewniły Rudemu pewną wygraną i wygodne życie na posadzie, aż do dnia dzisiejszego. Włosy Rudego, w młodości ognistoczerwone, teraz wyblakły i pociemniały, jakby jego głowę pokryła rdza. Był mężczyzną niemal dwumetrowego wzrostu, tak przy tym chudym, że solidny
- Tak - odpowiedział Pijak po bardzo długiej chwili milczenia.
- To jeszcze o niczym nie świadczy - stwierdził chłodno Gołąb Podróżnik.
- Lara tak przywykła jej ulegać, że dała się wmanew¬rować w małżeństwo z Jeanem-Paulem, chociaż bała się go od samego początku. Nie starczyło jej charakteru, by sprze-ciwić się matce. Gdy Henry miał sześć miesięcy i przeby¬wali w Paryżu, odwiedziła ich Isobelle. Któregoś razu po¬szły obie na zakupy, a gdy Lara wróciła do domu, zastała męża kompletnie zaćpanego w towarzystwie jakichś koleż¬ków. Jeden z nich próbował podać narkotyki Henry'emu, a Jean-Paul uważał to za świetny dowcip! Dopiero wtedy Lara przejrzała na oczy. Dotarło do niej, że w końcu komuś może stać się krzywda. Zrozum, to nie była zła dziewczyna. Słaba, owszem, ale nie zła.
- Posłuchaj, naprawdę powinniśmy spokojnie porozma¬wiać. Zostań na noc w hotelu, dobrze? Ja zapłacę.
Odwróciła się do niego jak wcielenie furii.
podłogę puszkę z farbą i list. A uporczywy sygnał telefonu wciąż mnie ponaglał...
- A czy tobie nie przyszło do głowy, że ja wcale nie chcę się zmieniać? Jest mi dobrze tak, jak jest.
- Ingrid nie jest moją kochanką - zaoponował gwałtow¬nie Mark.

mściwy i złośliwy.

- Jesteś bardzo pięknym kwiatem. Nie spotkałem dotąd... Podobnie było, kiedy usiadł na następnym kwiecie. W tym
- Co rozumiesz?
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

zarzuty o niebezpiecznych warunkach pracy były przesadzone, czy też, jak przypuszczam, zbyt łagodne. - Oczywiście, że jest tutaj groźnie, Sayre. Jesteśmy w odlewni. Wytapiamy metal. Ta praca roi się od niebezpieczeństw. - Nie waż się traktować mnie protekcjonalnie - rzekła gniewnie. - Wiem, że praca w hucie ze swej natury jest ryzykowna. Tym bardziej powinno się uczynić wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo ludziom, którzy ją wykonują. Uważam, że pod tym względem Hoyle Enterprises wykazało się daleko idącym niedbalstwem. - Nasze zasady... - Zasady? Napisane przez Chrisa i Huffa, wprowadzone w życie przez George'a Robsona, największego lizusa pod słońcem? Oboje wiemy doskonale, że przepisy i praktyka często nie mają ze sobą nic wspólnego. Jeżeli Huff nie zmienił swojego podejścia sprzed dziesięciu lat, w co szczerze wątpię, nadal obowiązuje tu motto: „Produkcja za wszelką cenę". Nic nie może przerwać pracy odlewni. Dowodem na to był wczorajszy dzień, kiedy Huff nie zamknął pieców nawet na czas pogrzebu swojego własnego syna - przerwała dla zaczerpnięcia oddechu. - A teraz proszę o kask. Gniew wypisany na jej twarzy powiedział mu, że nie zdoła przekonać Sayre do wyjścia. Im goręcej będzie próbował odwieść Sayre od wizyty w fabryce, tym bardziej będzie się upierała i, jak przewidział Huff, tym więcej nabierze podejrzeń co do tego, że próbują coś przed nią ukrywać. Beck miał nadzieję, że jeśli spełni jej kaprys, Sayre zaspokoi ciekawość i zajmie się swoimi sprawami, zanim wyrządzi jakieś poważne szkody. Mimo to spróbował jeszcze raz, - Widziałaś tych mężczyzn na sali, Sayre? - spytał, wskazując na drzwi za swoimi plecami. - Przyjrzałaś się im dokładnie? Niemal wszyscy są poznaczeni bliznami. Maszyny, które obsługują, potrafią kaleczyć, parzyć, kłuć i miażdżyć. - Nie zamierzam się zbliżać do żadnej z nich. - Niezależnie od tego, jak bardzo będziesz ostrożna, możesz ulec tysiącu wypadkom. - Właśnie. Złapała go za słowo. Kapitulując, sięgnął po dwa kaski ochronne, leżące na półce nad jego głową, i wręczył jeden z nich Sayre. - Musisz także włożyć okulary ochronne - powiedział, podając jej jedną parę. - Niestety, nie mogę nic zrobić z twoim obuwiem. Nie masz odpowiedniego zabezpieczenia palców u stóp - dodał, przyglądając się jej butom. Sayre włożyła okulary i kask. - Nie tak - pouczył ją Beck. Zanim zdołała go powstrzymać, zdjął jej kask, zebrał włosy na czubku głowy i nakrył je kaskiem. Następnie zaczął wsuwać wszystkie pasemka, które wydostały się spod nakrycia. Nie spieszył się przy tym, delektując się jej bliskością. - Nie fatyguj się. Myślę, że to już wystarczy - prychnęła. - Włosy muszą być schowane pod kaskiem, Sayre. Nie chciałbym być świadkiem tego, jak jeden z tych kosmyków zapala się od unoszącej się w powietrzu iskry albo zostaje wyrwany z kawałkiem skóry przez którąś z maszyn. Poza tym, będziesz rozpraszała pracowników. Podniosła gwałtownie głowę, spoglądając na niego. Wpatrzył się w jej oczy, przesłonięte okularami. - Tak długo, jak tu pracuję, w fabryce nigdy jeszcze nie pojawiła się kobieta, a już na pewno tak piękna jak ty. Będą obmacywali wzrokiem twoje piersi i pośladki. Nie mogę zrobić nic, żeby ich przed tym powstrzymać. Nie chciałbym jednak, by któryś z chłopców miał wypadek tylko

by stać się kulturalnymi, małymi dżentelmenami,
plecami o ścianę, a ją pociągnął za sobą, nie protestowała. To
Nie czuła inaczej. Obudziła się z pełnym zadowolenia

przyjemnym. Gołąb zapewniał, że gdy rozmawiał z Maską, zmieniała ona swoje oblicze po każdym

– Musicie mi uwierzyć – dodała. – Nawet w jego mieszkaniu nie było
rozstania, dzieci będą rozpaczać, a jej też serce niemal pęknie z
do kosza z brudną bielizną. Ma pani coś na zmianę?